Spółdzielczość po olsztyńsku, czyli krzywe zwierciadło rynku

„Spółdzielczość po olsztyńsku, czyli krzywe zwierciadło rynku”

http://www.express.olsztyn.pl/artykuly/spoldzielczosc-po-olsztynsku-czyli-krzywe-zwierciadlo-rynku

  Spółdzielczość, którą wciąż wielu Polaków mylnie uważa za relikt minionej epoki, ma bardzo silną pozycję w gospodarkach wolnorynkowych. Problem w tym, że – szczególnie w przypadku Olsztyna – zarządy spółdzielni (głównie mieszkaniowych) nie mają pojęcia, jaka jest ich rola. W brutalnej wojne biznesowej między wielkimi korporacjami, prywatnymi spółkami i małymi przedsiębiorcami panują przejrzyste zasady.

  Na rynku wygrywa ten, komu uda się zdobyć jak największą jego część – czerpiąc z tego krociowe zyski i często bezlitośnie wykańczając konkurencję. W świecie biznesu panują bowiem zasady jako żywo przypominające te, które determinują ewolucyjny charakter przyrody. Wielcy połykają mniejszych, silniejsi zawsze narzucają warunki, które na rynku mają zapanować, zaś dla tych słabszych często ostatnią deską ratunku jest zawiązanie sojuszu z innymi, sobie podobnymi, po to, żeby utrzymać i tak nienajlepszą pozycję oraz przetrwać.

  W długiej perspektywie czasowej rozwijają się i wygrywają ci, którzy najsprawniej i najszybciej adaptują się do wciąż zmieniających się warunków otoczenia. W przypadku przyrody mogą to być lokalne lub globalne zmiany klimatyczne, w przypadku rynku jest to choćby moda – pojawiająca się nieoczekiwanie i nie do końca zrozumiała dla właścicieli wielkich korporacji. Zmiana mody zniszczyła niejeden koncern, tak jak zmiany klimatu na przełomie dwóch ostatnich epok zakończyły – wszystko wskazuje na to, że na zawsze – dominację gadów na naszej planecie. O ile przyroda, obiektywnie rzecz biorąc, jest bezlitosna, o tyle wolny rynek wykształtował w sobie mechanizmy, które pozwalają uczłowieczyć go i czynić bardziej etycznym. Jednym z takich mechanizmów jest... spółdzielczość – spółdzielczość, czyli wspólna własność lub własność wspólnoty.

Spółdzielnie działają na zgoła innych zasadach niż prywatne przedsiębiorstwa – i na konkurencyjnych rynkach zachodnich krajów Unii Europejskiej oraz USA radzą sobie wyjątkowo dobrze. Dlaczego? Przede wszystkim zysk wypracowany przez ich działalność jest solidarnie reinwestowany we wszystkich członków tych spółdzielni – wyjaśniając w skrócie, najczęściej jest wydawany na ich (spółdzielni) rozwój i obniżenie kosztów działalności. Jednak w Polsce, w Olsztynie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Tu bowiem prezesom spółdzielni wydaje się, że zarządzają spółkami akcyjnymi, z definicji nastawionymi na generowanie zysku solidarnie dzielonego przez wszystkich członków zarządu.

  Stąd właśnie przed ich bogatymi domami stoją dość często zmieniające sie luksusowe auta. Dlatego również członkowie spółdzielni ponoszą coraz wieksze koszty swojego członkowstwa. Z niewiadomych bowiem powodów prezesi spółdzielni traktują członków (czyli de facto swoich pracodawców) jak ubogich klientów, którym ani nie muszą się tłumaczyć, ani nawet ich szanować. W przyrodzie taki mechanizm określa się jako pasożytowanie. Przy próbie zmiany tego status quo następuje iście ewolucyjna reakcja – lokalne środowisko natychmiast eliminuje ze swojego grona, każdego kto próbuje doprowadzić spółdzielczość do pionu. W podobny sposób, jak komórki rakowe zamieniają zdrowe komórki organizmu w sobie podobne albo je zabijają.

  Najnowsza historia Olsztyna może się przecież takim przypadkiem pochwalić. Przyjrzyjcie się zarządom swoich spółdzielni. Zadawajcie im pytania, żądajcie wyjaśnień. I pamiętajcie przede wszystkim, że rola petentów przystoi raczej prezesom i wiceprezesom, którzy jakże często zapominają jakie jest rzeczy miejsce. Bowiem – zwłaszcza w spółdzielczości – lepszy jest uczciwy biedak niż bogaty cwaniak i przebojowy biznesmen.

Autor: redaktor